Profesor, która do tej pory jako naukowiec oceniała system emerytalny w Polsce, powiedziała, że jej priorytety jako szefowej zakładu są jasne i wynikają wprost z ustawy o ubezpieczeniach społecznych - Zakład ma skutecznie pobierać składki i terminowo wypłacać świadczenia. Wszelkie pozostałe funkcje muszą być temu podporządkowane i wspierać te dwa podstawowe zadania. Zapowiada przegląd obecnej polityki kadrowo–finansowej i podjęcie starań o wzrost wynagrodzeń, które w ZUS są niskie.

W ocenie prof. Uścińskiej wizerunek Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wymaga zmiany, bo w społecznym odbiorze ZUS niezasłużenie oceniany jest słabo. W jej ocenie trzeba pokazać szereg pozytywnych aspektów pracy, którą wykonuje ZUS, realizując funkcje wpisane w kontekst ubezpieczeń społecznych, „które są podstawą bezpieczeństwa socjalnego państwa i nas - obywateli".

Pytana o plany obniżenia wieku emerytalnego, zapewniła, że ZUS sobie poradzi. "Od 1999 r. w Zakładzie zrealizowano ponad 500 zmian ustawowych i nowych regulacji prawnych. To więc tylko kwestia w jakim terminie" - przekonywała.

"Mamy gwarancję wypłaty świadczeń - a więc państwo - podejmując decyzję o rozwiązaniach prawnych dotyczących wieku emerytalnego - zobowiązuje się także, że będą pieniądze na te świadczenia" - podkreśliła prezes Uścińska.

Profesor nadal pracuje naukowo - jest kierownikiem Zakładu Zabezpieczenia Społecznego Instytutu Polityki Społecznej na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Jest też prodziekanem ds. studenckich na tym wydziale.

Premier powołała prezes ZUS 11 lutego. ZUS nie miał prezesa od 1 kwietnia 2015 r., gdy odszedł Zbigniew Derdziuk. Obowiązki pełniła wiceprezes Elżbieta Łopacińska. Obecnie oprócz Łopacińskiej w zarządzie są nadzorujący pion finansów i realizacji dochodów Paweł Jaroszek i nadzorujący pion operacji i eksploatacji systemów Radosław Stępień.

PAP: Ponad miesiąc jest pani prezesem ZUS, przedtem oceniała pani go z zewnątrz, jako naukowiec. Jak wygląda od środka?

Prof. Gertruda Uścińska: No cóż...

Są sprawy, które idą dobrze, czy nawet bardzo dobrze, są i takie zagadnienia, które wymagają szczegółowego przeanalizowania, jak kwestie informatyczne, czy wsparcie prawne. Obecnie trwa audyt który da mi odpowiedź na szereg pytań i pozwoli przybliżyć się do realizacji strategii, którą sobie przyjęłam.

PAP: Jaka to strategia?

G.U.: Najistotniejsze jest dla mnie, by Zakład Ubezpieczeń Społecznych profesjonalnie realizował ustawowe zadania - pobór składek i wypłatę świadczeń. To jest sedno systemu ubezpieczeń społecznych, jego istota. Wszystkie inne rzeczy mają służyć tym zadaniom – wsparcie administracyjne, informatyczne, polityka kadrowa, finansowa.

Kapitałem Zakładu są ludzie, którzy mają doświadczenie, wykonują należycie swoje obowiązki, bo przecież system ubezpieczenia społecznego funkcjonuje. Mamy wysoki stopień ściągalności składek - w granicach 99 proc., wysoką terminowość wydawania decyzji, a świadczenia zawsze trafiają do naszych klientów na czas.

Są też obszary, które wymagają głębszej analizy następnie pewnej optymalizacji.

PAP: Jakie?

G.U.: Zarządzanie procesowe, które obecnie nie do końca spełnia swoją rolę. Poprawy wymaga polityka kadrowo-płacowa. Wynagrodzenia w ZUS są naprawdę niskie – ok. 20 proc. pracowników zarabia do 2 tys. zł, ok. 70 proc. ma niecałą przeciętną krajową. Temu się trzeba przyjrzeć!

Odbiór społeczny Zakładu Ubezpieczeń Społecznych jest niezasłużenie zły. Potrzeba ciężkiej pracy od podstaw nad wizerunkiem zakładu.

PAP: Skąd pani zdaniem taki negatywny odbiór ZUS?

G.U.: Myślę, że ta negatywna ocena Zakładu wynika z takiego jednostkowego postrzegania swojej sprawy - czasami niezałatwionej po myśli, bo ktoś nie spełnia warunków nabycia prawa do świadczeń, albo też nie wywiązał się z obowiązków przewidzianych prawem.

Gdy zaczynam wykład ze studentami, pytają, czy będę mówiła o ZUS-ie. Mówię, że będziemy rozmawiać o całym systemie ubezpieczeń społecznych, a ZUS to pewne narzędzie realizacji polityki państwa w tym zakresie. Ubezpieczenia społeczne są dobrem wspólnym. Świadczenia emerytalne, rentowe, czy te krótkookresowe, jak zasiłki zapewniają niejednokrotnie byt całej rodzinie. To jest coś realnego, to nie są jakieś rozwiązania iluzoryczne.

Jest takie powszechne powiedzenie "składki na ZUS". A przecież one nie są płacone na ZUS, ale na ubezpieczenie społeczne – emerytalne, rentowe, chorobowe, wypadkowe. ZUS jest tylko z mocy prawa wyznaczony do pobierania składek, czy należytego ustalania uprawnień do świadczeń, a potem ich wypłacania.

Mówiąc wprost - bezpieczeństwo socjalne państwa to jest także sprawne funkcjonowanie systemu ubezpieczeń społecznych.

Mimo to ZUS jest postrzegany źle. I jeszcze raz podkreślę, że niezasłużenie. Mamy 7,2 mln emerytów i rencistów, ok. 2,4 mln przedsiębiorców, 16 mln osób ubezpieczonych. Obsługa takiej rzeszy klientów to żmudna, ciężka praca, oparta na znajomości prawa, i sprawnym działaniu systemów informatycznych.

PAP: Jaki ma pani pomysł na poprawę wizerunku ZUS?

G.U.: Przede wszystkim trzeba zadbać poprawę stosunków pracy w Zakładzie, żeby ludzie zaczęli się z nim utożsamiać. Ja utożsamiam się z każdym z miejsc, w którym pracuję: uniwersytetem, Instytutem Pracy, a teraz także z ZUS-em. Dla mnie to nienaturalne, żeby nie utożsamiać się ze swoją firmą. Trzeba poprawić jakość stosunków pracy, w tym także płace. Trzeba stosować mądrą politykę kadrowo-finansową i doceniać to wszystko, co jest kapitałem, a to, co jest dysfunkcyjne – eliminować.

PAP: Od czasów wakatu po prezesie Derdziuku Zakładem kierowały cztery, a ostatnio nawet trzy osoby. Decydowaliście już, jaka będzie obsada prezesów Zakładu?

G.U.: Powiem inaczej: to musi być we wszystkich obszarach bardzo sprawny zarząd, tak jak sprawne musi być kierownictwo na każdym poziomie instytucji. Zaczynam od analizy i diagnozy, a potem zobaczymy, czy zmiany kadrowe i w jakim zakresie są potrzebne. W te analizy staram się wciągnąć jak najszerszą grupę osób z ZUS, w tym dyrektorów oddziałów. Jeśli będą zmiany, to musza one znajdować oparcie w kompetencjach. Tu jest miejsce na wiedzę i umiejętności.

PAP: Pani profesor, wiadomo, że zostały złożone obietnice wyborcze obniżenia wieku emerytalnego – 60 lat dla kobiet, 65 dla mężczyzn, a po decyzjach parlamentu pani będzie musiała je faktycznie zrealizować. Będą na to pieniądze?

G.U.: Stan Funduszu Ubezpieczeń Społecznych nie jest żadną tajemnica. Tegoroczne wpływy ze składek będą w granicach 150 mld zł, a deficyt wyniesie 53 mld zł, z czego 44 mld zł pokryje dotacja budżetowa. Jeżeli wpływy ze składek będą mniejsze, a w przypadku obniżenia wieku emerytalnego one będą mniejsze, to wówczas budżet państwa będzie musiał więcej dołożyć. To naturalne i tak stanowi prawo. Świadczenia gwarantuje wszak państwo.

Od razu dodam, żeby nie demonizować udziału budżetu państwa w finansowaniu wypłat z systemu emerytalnego. To jest rzecz na świecie powszechna. W Niemczech udział budżetu państwa w zależności od lat to od kilkunastu do kilkudziesięciu procent. Obecnie dotacja jest tam stosunkowo wysoka.

PAP: Związki zawodowe proponują emeryturę po 35 latach stażu pracy dla kobiet i 40 lat stażu dla mężczyzn.

G.U.: W krajach europejskich odchodzi się od takiej konstrukcji prawnej, bo w systemach opartych na zdefiniowanej składce potrzeba długiego okresu jej opłacania i dość późnego przejścia na emeryturę. Kryterium stażu można uwzględniać dla specyficznych branż, czy zawodów. Głównym wyznacznikiem musi być jednak wiek emerytalny. To powszechna tendencja.

PAP: Zawsze jest prosty wzór – w liczniku - składki, w mianowniku - dalsze lata życia.

G.U.: Tak, to matematyczne podejście przekonuje wszystkich, od moich studentów poczynając. W liczniku trzeba mieć jak największa kwotę składek, a w mianowniku mniejsza średnią dalszego trwania życia. Im dłużej pracujemy i odprowadzamy składki, tym więcej mamy w liczniku, a mniej w mianowniku i wówczas wyższa jest nasza emerytura. Jeżeli będziemy mieli mniej tych składek, bo szybciej przestaniemy pracować, to oczywiście będziemy mieli mniejszą emeryturę.

Trzeba dyskutować o tych wszystkich pomysłach, mając na uwadze stabilność finansowania, ale też wysokość świadczeń.

PAP: Nie ma pani jeszcze koszmarnego snu, że przychodzi ten dzień i emeryci nie dostają świadczeń?

G.U.: Nie, bo jest to niemożliwe. Mam inny problem - jak zapewnić godny poziom świadczeń emerytalnych i rentowych, zwłaszcza tych minimalnych, ale to temat na osobną rozmowę.

Rozmawiał Aleksander Główczewski(PAP)