Tak orzekł Sąd Najwyższy w wyroku z 11 sierpnia 2015 r. Rozpatrywał on  skargę kasacyjną w sprawie przedstawiciela handlowego o wynagrodzenie za pracę w godzinach nadliczbowych wraz z ustawowymi odsetkami do dnia zapłaty.

Miejscem wykonywania pracy powoda był teren jednego z województw. Wizytował i zaopatrywał on sklepy spożywcze. Zaczynał pracę ok. 7, a jeśli rano miał klientów – odpowiednio wcześniej. Dziennie przejeżdżał ok.  200 km, a samo przejechanie trasy zajmowało mu  4-5 godzin. Wizyty u klientów trwały do ok. godz. 18, po czym handlowiec zawoził zamówienia do hurtowni. Do domu wracał z reguły po godz. 20 i jeszcze po pracy nanosił zamówienia do systemu.  Dziennie musiał wykonać 15 wizyt w sklepach o różnej wielkości i tak układał trasę, by wykonać normę. Po przyjeździe z trasy do domu powód dostawał szereg maili od kierownika z różnymi poleceniami. Dotyczyły one sporządzania i przesyłania różnego rodzaju danych, zestawień i informacji. Maile od kierownika przychodziły również w soboty i niedziele. Żaden z zatrudnionych u pozwanego handlowców nie był w stanie wykonać swoich obowiązków zawodowych w ciągu 8 godzin.

Polecamy: Firmy nie przejmują się czasem pracy

W spółce obowiązywał regulamin pracy. Wedle niego czasem pracy jest czas, w którym pracownik pozostaje w dyspozycji pracodawcy w zakładzie pracy lub w innym miejscu wyznaczonym do wykonywania pracy. Nie może przekraczać 8 godzin na dobę i przeciętnie 40 godzin w przeciętnie pięciodniowym tygodniu pracy w czteromiesięcznym okresie rozliczeniowym. W przypadkach uzasadnionych rodzajem pracy lub jej organizacją albo miejscem wykonywania pracy, czas pracy pracowników może być określony wymiarem ich zadań.  Gdy pracodawca zwolnił handlowca, ten poszedł do sądu z roszczeniem o wypłatę wynagrodzenia za godziny nadliczbowe.

Sąd I instancji zasądził roszczenie, ale w II pracownik przegrał. Sąd uzasadniał, że brakuje dowodów na to, że pracownika obejmował zadaniowy czas pracy.  

Handlowiec nie poddał się i złożył skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego. I tu wygrał. SN uznał, że czasem pracy są również przejazdy pracownika , bo wówczas pozostaje w dyspozycji pracodawcy, a świadczenie pracy polega też na przemieszczaniu się, bez którego nie byłoby możliwe wykonanie podstawowych zadań. Nie ma znaczenia, czym pracownik się przemieszcza: czy własnym autem własnym, dostarczonym przez pracodawcę, czy publicznym, jak również czym się zajmuje podczas przejazdu: czy prowadzi samochód, świadczy pracę możliwą do wykonania w czasie przejazdu, czy też odpoczywa.  Sąd powołał wyrok z 3 grudnia 2008 r. ( I PK 107/08), w którym SN  stwierdził, że czas pracy handlowca zaczyna się od wyjazdu z jego mieszkania jeśli pracodawca nie zorganizował dla niego żadnego miejsca, które mogłoby być traktowane jako biuro, a praca polegała na wykonywaniu zadań w placówkach handlowych, do których pracownik dojeżdżał samochodem z mieszkania. W konsekwencji, czasem pracy jest też powrót pracownika do miejsca zamieszkania po wykonaniu zasadniczego zadania pracowniczego.

Sygn. akt III PK 152/14