4 sierpnia unijna komisarz ds. zatrudnienia Marianne Thyssen i komisarz ds. równości płci Vera Jourova skierowały pismo do polskiego resortu rodziny i pracy, w którym zapytały o powody powrotu do nierównego wieku emerytalnego dla kobiet i mężczyzn. Nowy, obniżony do 60 i 65 lat wiek emerytalny w Polsce wejdzie w życie już 1 października br. Zgodnie z traktatem o funkcjonowaniu UE i z dyrektywą 2006/54, którą Polska wprowadziła, nierówny wiek emerytalny dla obu płci jest uważany za jedną z form dyskryminacji - ma bowiem wpływ na istotnie niższe świadczenia kobiet.

Resort na reakcję miał miesiąc. Ostatecznie, jak ustaliła "Wyborcza", odpowiedź wpłynęła 5 września. Komisja Europejska (KE) na razie nie ujawnia jej treści. - Sytuacja jest niezręczna. Wiemy, że polski rząd nie odpuści i nie powie: "Przepraszamy, skoro reforma wieku emerytalnego narusza unijne przepisy, wracamy do 67 lat dla obu płci". Z kolei Komisja Europejska jest strażniczką traktatu. Jeśli ktoś go łamie, narusza dyrektywy, KE, nawet gdyby chciała, nie ma możliwości zawieszenia działań. To nie jest  jej zła czy dobra wola. Takie jest prawo - mówi "Wyborczej" anonimowy przedstawiciel KE w Polsce.

Wiek emerytalny? Bez kompromisu

List Thyssen i Jourovej jest nieformalny. To - jak słyszymy w KE - "próba zwrócenia uwagi na problem". Co stanie się dalej? Zdaniem przedstawiciela KE realna staje się perspektywa otwarcia kolejnej już wobec Polski procedury naruszenia prawa wspólnotowego (ang. infringement procedure). Jeśli w jej trakcie Polska nie zawrze z KE kompromisu, sprawa zostanie skierowana do Trybunału Sprawiedliwości UE. Tylko że w kompromis mało kto wierzy. Rząd - przy wysokim społecznym poparciu dla obniżenia wieku emerytalnego - ze swojego flagowego projektu się nie wycofa. Z kolei KE musi egzekwować przepisy unijne.

- Zdziwiłem się, że komisarz wystosowały list w sprawie wieku emerytalnego kobiet tak późno. Zapowiedzi powrotu do 60 lat znane były od kampanii wyborczej, to się nie spodobało w Komisji. I KE artykułowała, że obniżenie wieku emerytalnego niesie ze sobą ryzyko zagrożenia ubóstwem dla kobiet i zagrożenie dla równowagi finansów publicznych - tłumaczy przedstawiciel KE.

Komisja Europejska nie ma wyjścia

W sprawę obniżenia wieku emerytalnego do 65 lat dla mężczyzn i 60 dla kobiet od wielu lat silnie zaangażowana jest NSZZ "Solidarność". W sierpniu skierowała w tej sprawie pismo do szefa KE Jeana Claude'a Junckera, a na 16 września zaplanowała  manifestację w obronie niższego wieku emerytalnego kobiet przed polską siedzibą KE - w Warszawie przy ul. Świętokrzyskiej. "S" podnosiła w piśmie do szefa KE, że Komisja - ingerując w kwestię wysokości wieku emerytalnego w Polsce - wchodzi w kompetencje państw członkowskich.

- To absolutne nieporozumienie. Wysokość wieku emerytalnego leżała i wciąż leży w kompetencji państw członkowskich. Ale jego zróżnicowanie już nie - wyjaśnia przedstawiciel KE. - Gdyby Polska ustanowiła 65, 63 czy 60 dla obu płci, nie złamałaby unijnych przepisów. Mogłaby co prawda liczyć się z tym, że KE będzie alarmować, że niski wiek emerytalny zagraża trwałości i adekwatności systemu emerytalnego i grozi ubóstwem emerytalnym Polaków i Polek. Ale w przypadku zróżnicowania wieku emerytalnego Polska łamie konkretne prawo wspólnotowe. Przykro to mówić, ale KE ma wszelkie podstawy do ingerencji.

Czy jednak - w obliczu eurosceptycznych nastrojów - otwieranie kolejnego frontu konfliktu KE i Polski ma sens? Przedstawiciel KE: - Czy to jest dobry moment? Nie. KE o tym wie, ale nie ma wyjścia.

75 proc. z nas będzie żyło na emeryturze za 1 tys. zł

Już w październiku z dnia na dzień z pracy odejdzie ok. 300 tys. osób. W sierpniu na swojej stronie internetowej resort rodziny i pracy tłumaczył, że nierówny wiek emerytalny kobiet i mężczyzn to "element polskiej tradycji", który obowiązuje także w innych krajach. To jednak nieprawda: wszystkie państwa unijne wdrożyły już reformy, które zmierzają do jego wyrównania.

Do tego dodajmy, że wiek emerytalny wynoszący 60 lat dla kobiet będzie najniższym obowiązującym w UE. W większości państw Unii wiek emerytalny kobiet to 65, a nawet 67 lat. W Irlandii i Wielkiej Brytanii - 68. Wyższy wiek emerytalny mają także te kraje, w których dalsza oczekiwana długość życia obywateli i obywatelek jest podobna do polskiej. Obecnie średnia emerytura wynosi 2,2 tys. zł, a w 2015 roku poniżej progu ubóstwa żył co 20. emeryt (5 proc.). A jak będzie po reformie?

Niższy wiek emerytalny to większe ryzyko ubóstwa na emeryturze. Z prognoz wynika, że przy obniżonym wieku emerytalnym aż 75 proc. osób urodzonych po 1975 roku będzie pobierało emeryturę minimalną - obecnie 1 tys. zł. Większość to kobiety. Już obecnie 95 proc. osób pobierających świadczenie minimalne to właśnie one. Dlaczego? Bo równanie emerytalne jest proste: to zgromadzony kapitał (wpłacone przez całe życie składki) podzielony przez dalszą oczekiwaną długość trwania życia. Kobiety żyją dłużej, a pracować będą aż o 5 lat krócej od polskich mężczyzn - i najkrócej w Unii. Do tego składki kobiet są odprowadzane od przeciętnie niższych wynagrodzeń. Efekt? Nasze emerytury po obniżeniu wieku emerytalnego będą wynosiły zaledwie 26 proc. ostatniej płacy.

Źródło: wyborcza.pl